sędziego Zdzisława Czeszejko-Sochackiego do postanowienia Trybunału Konstytucyjnego
z dnia 28 listopada 2001 r., sygn. akt SK 5/01
W stosunku do postanowienia wymienionego w nagłówku zgłaszam zdanie odrębne, zarówno co do formy samego rozstrzygnięcia, jak
i niektórych fragmentów jego uzasadnienia.
Zastrzeżenia budzi przede wszystkim uchylenie się przez Trybunał Konstytucyjny od merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy, dla
którego już w samym postanowieniu istnieją pełne podstawy. Charakter prawny dekretu PKWN z 6 września 1944 r., na gruncie
dotychczasowego orzecznictwa TK i orzecznictwa sądowego nie budzi wątpliwości. Również w postanowieniu TK z dzisiejszego dnia,
stanowisko, że powołany dekret jest aktem normatywnym, nie było kwestyjne. Trybunał jedynie ograniczył się do stwierdzenia,
że art. 2 ust. 1 lit. e) dekretu wyczerpał swoją moc prawną wraz z przejęciem określonych w nim nieruchomości rolnych przez
Skarb Państwa i nie mógł być później stosowany.
Koncepcja wyczerpania się mocy obowiązującej (“skonsumowania”) aktu normatywnego nie jest na tyle jednoznaczna, aby można
było przyjąć ją za podstawę rozstrzygnięcia Trybunału, a w każdym razie może ona w dalszej praktyce orzeczniczej stanowić
ryzykowany precedens, nastręczający wiele problemów. Odwołanie się do tej koncepcji może być zresztą odczytane jako chęć uchylenia
się od jednoznacznego stwierdzenia zgodności z Konstytucją, co zresztą w ostatnim okresie w orzecznictwie TK nie było rzadkością,
a co podważa zajęte w toku wstępnego rozpoznania stanowisko, (również Trybunału Konstytucyjnego, choć w innym składzie).
Merytoryczne rozstrzygnięcie było o tyle konieczne, o ile na łamach prasy pojawiają się głosy sugerujące możliwość podważenia
wspomnianego dekretu i w konsekwencji wzruszenia dotychczasowego stanu prawnego. Uchylenie się od merytorycznego rozpoznania
mogło by być prawnie nieuzasadnioną, a społecznie niebezpieczną zachętą do kwestionowania aktów i decyzji wydawanych na podstawie
innych postanowień wspomnianego art. 2 ust. 1 dekretu.
Podkreślić trzeba, że wydany w pełnym składzie Trybunału wyrok (orzeczenie co do istoty), zgodnie z art. 25 ust. 1 lit. e)
ustawy o TK, w wypadku zamiaru odstąpienia od wyrażonego w nim poglądu, wymagałby rozpoznania sprawy również w pełnym składzie.
Rozwiązanie to ma na celu zwiększenie jednolitości i trwałości orzecznictwa TK.
Lektura postanowień wskazuje przy tym na to, że mimo odmiennej formy (postanowienie nie wyrok), i odwołania się do wspomnianej
koncepcji wyczerpania mocy prawnej, uzasadnienie ma merytoryczny charakter, przemawiający za konstytucyjnością nie tylko art.
2 ust. 1 lit. e), ale całego dekretu. Okoliczności, które Trybunał miał na uwadze rozważając, czy mimo utraty mocy obowiązującej
przez art. 2 ust. 1 lit. e) dekretu nie zachodzą przesłanki wskazane w art. 39 ust. 3 ustawy o TK, dopuszczającym orzekanie
jeżeli wydanie orzeczenia jest konieczne dla ochrony konstytucyjnych wolności i praw, stanowią w tym względzie jednoznaczną
motywację konstytucyjności tego aktu. Trybunał uwzględnił więc racje, które mają znaczenie dla ochrony praw konstytucyjnych,
płynące z poczucia sprawiedliwości, wartości jakimi są trwałość i bezpieczeństwo stosunków prawnych. Zauważyć trzeba, że sądowa
kontrola konstytucyjności musi zawsze mieć na względzie, czy skutki orzeczenia nie będą godziły w te wartości. Trafnie, za
odpowiadające istocie tej kontroli, uznać należy stwierdzenie: “Po upływie ponad 50 lat od czasu przeprowadzenia reformy rolnej
zmiany o charakterze społecznym i ekonomicznym stały się nieodwracalne”. Trybunał Konstytucyjny nie znajduje podstaw do skonstruowania
rozwiązań, “które pogodziłyby prawa osób, którym odjęto własność z legalnie nabytymi prawami beneficjentów reformy rolnej”.
Jakkolwiek można byłoby mnożyć argumenty na rzecz braku podstaw do podważenia zgodności kwestionowanego aktu normatywnego
z Konstytucją, to wystarcza już tylko to, co z postanowienia TK wynika, aby wydać orzeczenie stwierdzające konstytucyjność.
Niezależnie od wyżej przedstawionego stanowiska o istnieniu podstaw do merytorycznego orzeczenia i stwierdzenia konstytucyjności,
moje zdanie odrębne jest także wyrazem sprzeciwu co do wypowiedzi mających polityczny charakter, a mogących wywoływać wrażenia
o braku należytego obiektywizmu i politycznej neutralności. Trybunał Konstytucyjny stwierdza bowiem: “Dekret PKWN z 6 września
1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej nie tylko jednak nie dokonywał zmian w strukturze własności rolnej, lecz poprzez
zakres i sposób jej przeprowadzenia niszczył polskie ziemiaństwo jako grupę społeczną i kategorię wytwórców spełniającą określoną funkcję w strukturze ekonomicznej kraju.
W ówczesnych warunkach był jednym z wielu działań zmierzających do osłabienia zdolności oporu społeczeństwa
wobec narzuconego systemu politycznego i stanowiącej jego podstawę ideologii”.
Stwierdzenie takie jest: 1) niepotrzebne, nie ma bowiem żadnego waloru prawnego – nie ma znaczenia dla treści rozstrzygnięcia;
2) politycznie jednostronne i uproszczone, skoro w innym miejscu trafnie Trybunał zauważył, że sprawa legalności działania
władz państwowych należy dziś do sfery ocen historycznych i politycznych. Oceny te nie mogą być przenoszone bezpośrednio na
sferę ukształtowanych wówczas stosunków prawnych; 3) wikła rozstrzygnięcie prawne Trybunału w politykę. Wychodząc z konstytucyjnego
obowiązku politycznej neutralności sędziów TK i ustrojowej pozycji Trybunału Konstytucyjnego jako sadu prawa, Trybunał powinien
wykazywać jak największą wstrzemięźliwość w swoich wypowiedziach, aby jego charakter prawny nie mógł być kwestionowany.
Z tych wszystkich względów uznałem za konieczne złożyć zdanie odrębne.
sędziego Lecha Garlickiego do postanowienia Trybunału Konstytucyjnego
z dnia 28 listopada 2001 r., SK 5/01
Na podstawie art. 68 ust. 3 ustawy z 1 sierpnia 1997 r. o Trybunale Konstytucyjnym zgłaszam zdanie odrębne, ponieważ uważam,
że w sprawie niniejszej nie było podstaw do uznania nieobowiązywania zaskarżonego przepisu i – w konsekwencji – do umorzenia
postępowania.
Moje zdanie odrębne uzasadniam w sposób następujący:
1. Na wstępie potrzebne wydaje się przypomnienie kilku kwestii związanych z modelem skargi konstytucyjnej, jaki został przyjęty
w Konstytucji z 1997 r. Jest to, jak wiadomo model wąski, bo skargę konstytucyjną można wnieść tylko wobec przepisu prawa,
“na podstawie którego sąd lub organ administracji publicznej orzekł ostatecznie o jego [każdego] wolnościach i prawach...
określonych w Konstytucji”, a nie można skargi konstytucyjnej skierować bezpośrednio przeciwko orzeczeniu sądowemu lub innemu
aktowi stosowania prawa. W tych jednak granicach ochrona gwarantowana przez procedurę skargi konstytucyjnej ma charakter zupełny,
bo – poza unormowaniem art. 79 ust. 2 – przepisy konstytucyjne nie przewidują jakichkolwiek ograniczeń zakresu tej ochrony.
Należy dalej stwierdzić, że w każdej sytuacji, gdy pojawia się “ostateczne orzeczenie”, istnieć musi też przepis obowiązującego
prawa, na podstawie którego orzeczenie to zostało wydane. Wynika to z ogólnej zasady (wyrażonej zwłaszcza w art. 7 Konstytucji),
że organy władzy publicznej działać mogą tylko “na podstawie i w granicach prawa”. W każdej też sytuacji, gdy istnieje przepis
prawa, który był podstawą wydania orzeczenia, przepis ten może zostać zakwestionowany w procedurze skargi konstytucyjnej.
Innymi słowy, tam gdzie istnieje “ostateczne orzeczenie”, nie może nie istnieć przepis obowiązującego prawa będący jego podstawą
i nie może nie istnieć możliwość wniesienia skargi konstytucyjnej na ten przepis. Wszelkie rozerwanie tego potrójnego związku
zapoznaje uniwersalistyczne ujęcie art. 79 ust. 1 Konstytucji i wypacza sens oraz znaczenie procedury skargi konstytucyjnej.
Punktem wyjścia musi więc zawsze być wskazanie przepisu, “na podstawie którego” doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy.
W ogromnej większości wypadków będzie to przepis prawa materialnego, przesądzający o kształcie stosunku prawnego, na tle którego
pojawił się spór rozstrzygnięty ostatecznie przez sąd lub inny organ władzy publicznej. Innymi słowy, chodzi o przepis przesądzający
zwłaszcza treść uprawnień bądź obowiązków autora skargi konstytucyjnej lub w inny sposób kształtujący jego sytuację prawną.
Ten przepis prawa materialnego może pozostawać niejako “ukryty” poza przepisami proceduralnymi (zwłaszcza gdy chodzi o rozstrzygnięcia
podejmowane przez sądy najwyższej instancji), zawsze jednak można go wskazać jako przesłankę rozstrzygnięcia danej sprawy
w taki, a nie inny sposób. Skarga konstytucyjna, o ile nie chce się nadawać tej procedurze pozornego znaczenia, zawsze może
się kierować przeciwko temu przepisowi prawa materialnego.
Przepis prawa materialnego, na podstawie którego doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy, musi być traktowany jako
przepis prawa obowiązującego. Wynika to ze, wspomnianej wyżej, zasady legalizmu, która dopuszcza orzekanie, tylko na podstawie
przepisu obowiązującego prawa. Innymi słowy, jeżeli sąd rozstrzygnął sprawę w oparciu o określony przepis prawny, to uznał
ten przepis za posiadający aktualnie moc obowiązującą. Mogą na tym tle powstawać problemy, zwłaszcza gdy w międzyczasie dojdzie
do uchylenia takiego przepisu, ale – jak wiadomo – orzecznictwo TK znalazło już dawno wyjście z takiej sytuacji, przyjmując
koncepcję tzw. przedłużonego działania (obowiązywania) uchylonego przepisu.
2. W oparciu o te założenia modelowe trudno zgodzić się z kierunkiem rozumowania Trybunału Konstytucyjnego, przyjętym w niniejszym
postanowieniu. Punktem wyjścia dla skargi konstytucyjnej był wyrok NSA z 21 lipca 2000 r., wydany na tle dwóch wcześniejszych
decyzji administracyjnych. Materialną podstawą wszystkich tych rozstrzygnięć był art. 2 ust. 1 pkt e) dekretu PKWN z 6 września
1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, czemu w tych rozstrzygnięciach daje się jednoznaczny wyraz. Natomiast Trybunał Konstytucyjny
uznał, że przepis ten (wraz z całym dekretem z 1944 r.) utracił moc prawną i nie może być zaatakowany w procedurze skargi
konstytucyjnej. Gdyby przyjąć trafność tego poglądu TK, to okazałoby się, że wyrok NSA (i poprzedzające go decyzje administracyjne)
zostały wydane na podstawie przepisu pozbawionego mocy prawnej. Jeżeli jednak spojrzeć na orzecznictwo, zarówno Sądu Najwyższego,
jak i Naczelnego Sadu Administracyjnego, to od razu okazuje się, że – tak w latach 90-tych, jak i w dekadach wcześniejszych
– regularnie powołuje się ono na postanowienia dekretu z 1944 r., traktując je jako materialną podstawę dla rozstrzygania
różnego rodzaju sporów i wątpliwości (przykładową listę tych spraw podaje A. Oleszko, Problematyka własnościowa w świetle reformy oraz uporządkowania spraw związanych z reformą rolną i osadnictwem, Rejent 1996, nr 11). Teraz – na tle dzisiejszego postanowienia TK – okazuje się, że sądy te stosowały nieobowiązujące przepisy,
co przecież nie wytrzymuje jakiejkolwiek konfrontacji z logiką. Nie wytrzymuje też konfrontacji z wcześniejszym orzecznictwem
TK, który kilkakrotnie czynił przepisy dekretu z 1944 r. przedmiotem powszechnie obowiązującej wykładni ustaw, a kilka tygodni
wcześniej wypowiadał się o tymże dekrecie przy kontroli art. 216 ustawy z 1997 r. o gospodarce nieruchomościami.
Źródłem zaistniałego nieporozumienia jest – w moim przekonaniu bezzasadne – zatarcie różnicy pomiędzy jednorazowym “skonsumowaniem”
się jakiegoś przepisu, a utratą przez ten przepis mocy obowiązującej. Prawda, że przepis prawa może być skonstruowany w taki
sposób, że znajduje zastosowanie tylko do sytuacji istniejących w chwili jego wydania, a nie odnosi się do sytuacji – nawet
identycznych, jakie ukształtują się już po jego wydaniu. Oznacza to jednak tylko tyle, że zakres działania przepisu jest ograniczony
w czasie, ale – gdy chodzi o te sytuacje, do których przepis miał zastosowanie – przepis pozostaje w systemie prawa jako podstawa
utrzymania wywołanych przez niego skutków prawnych i jako bariera przeciwko próbom prawnego i faktycznego podważania trwałości
tych skutków. Zawsze też, gdy pojawi się pytanie, czy – w odniesieniu do konkretnej sytuacji z przeszłości – przepis ten wywołał
przewidziany w nim skutek prawny, trzeba najpierw wyjaśnić, czy przepis ten znajdował zastosowanie do tej sytuacji, więc przepis
ten zastosować. Tak długo więc, jak prawo pozwala na powrót do orzekania o sytuacjach z przeszłości, pozostaje konieczność
stosowania “skonsumowanego” przepisu, a tym samym zachowuje on częściową (szczątkową) moc obowiązującą. Nie można natomiast
uznawać, że gdy “jednorazowy” przepis wywołał już skutek prawny, to tym samym utracił moc obowiązującą. Gdyby np. uchwalono
dziś ustawę, mocą której wszystkie posiadane – w dniu wejścia ustawy w życie – przez obywateli samochody osobowe o pojemności
silnika powyżej 2000 cm3 przechodziłyby z mocy prawa i bez odszkodowania na własność Skarbu Państwa, to ustawa taka wywoływałaby jednorazowy skutek
prawny w dniu swego wejścia w życie i ulegałaby natychmiastowemu skonsumowaniu. Nikt jednak rozsądny nie twierdziłby, że ustawa
– wyczerpawszy swą skuteczność – tym samym utraciła moc obowiązującą i nie może być zakwestionowana przed Trybunałem Konstytucyjnym,
na tle sporów sądowych jakie toczyłyby się co do sposobu jej stosowania do konkretnych osób i sytuacji. Nie bardzo rozumiem,
dlaczego inny schemat rozumowania miałby zostać zastosowany do dekretu o reformie rolnej.
Trafnie wskazuje się, zarówno w orzecznictwie TK, jak i w doktrynie prawa, że dekret z 1944 r. był aktem “jednorazowym”,
bo jego zastosowanie wyczerpało się na rewizji stosunków własnościowych, jakie istniały w momencie jego wydania (i w momencie
późniejszej nowelizacji). Dekret nie znajdował natomiast zastosowania do sytuacji, jakie uformowały się w okresie późniejszym,
już po jego wejściu w życie, więc niejako “skonsumował” się z chwilą wykonania w pierwszych latach powojennych. Nie zmienia
to jednak faktu, że w wyniku zastosowania przepisów dekretu ukształtowały się różnego rodzaju sytuacje prawne, a – co ważniejsze
– do dzisiaj wynikają różnego rodzaju spory. Tak było w sprawie, która dała podstawę dla wniesienia skargi konstytucyjnej,
bo dotyczyła ona nieważności decyzji administracyjnej, wydanej kiedyś na podstawie art. 2 ust. 1 pkt e) dekretu. Rozstrzygnięcie
sprawy wymagało ustalenia, czy decyzja administracyjna w sposób prawidłowy zastosowała ten przepis jako swoją podstawę. Organy
administracji, a potem NSA musiały – tu i teraz – ustalić znaczenie prawne art. 2 ust. 1 pkt e) dekretu i orzec o prawidłowości
jego zastosowania. Przepis ten miał więc znaczenie decydujące dla rozstrzygnięcia sprawy i bez odwołania się do jego treści
nie byłoby możliwości wydania rozstrzygnięcia.
Nie godzi się z logiką uznawanie za nieobowiązujący przepisu, bez powołania się na który, nie mogłoby dojść do merytorycznego
rozstrzygnięcia sprawy zawisłej aktualnie przed sądem. Wydaje się, że mówiąc o obowiązywaniu przepisu prawa powinniśmy mieć
na myśli coś więcej niż – najprostszą intelektualnie – sytuację, gdy na podstawie tego przepisu kształtują się nowe stosunki
prawne na tle nowo powstających sytuacji faktycznych. O obowiązywaniu prawa można mówić także w tych wszystkich wypadkach,
gdy przepis został już wprawdzie uchylony lub – co jest bardziej dyskusyjne – wyczerpał swe praktyczne zastosowanie, ale nadal
służy jako przesłanka rozstrzygania spraw przed sądami. Tak długo zaś, jak przepis zachowuje – choćby szczątkową – moc obowiązująca,
może być przedmiotem oceny przez Trybunał Konstytucyjny.
Przedmiotem tej oceny nie jest ustalanie, czy przepis w chwili swego wydania był – w swej treści – zgodny z konstytucją,
bo wymagałoby to od TK przyjmowania dawno nieobowiązujących przepisów konstytucyjnych za wzorce orzekania, a w praktyce mogłoby
prowadzić do zasadniczych trudności (bo nader trudno np. ustalić, czy i jakie przepisy konstytucyjne obowiązywały w 1944 r.).
Przedmiotem, oceny jest natomiast pytanie, czy przepisy dzisiaj obowiązującej Konstytucji dopuszczają stosowanie dawniejszych
przepisów prawa przez orzekające dzisiaj sądy. Innymi słowy, TK musi dać odpowiedź na pytanie, czy zastosowanie dawnego przepisu
jako podstawy dzisiejszego orzeczenia sądowego nie narusza Konstytucji.
Z tego względu uważam, że art. 2 ust. 1 lit e) dekretu z 1944 r. – w zakresie, w jakim nadal może być materialną podstawą
orzeczeń sądowych – zachował jeszcze moc prawną, a TK jest właściwy do orzekania, czy stosowanie dzisiaj tego przepisu jest
zgodne z przepisami Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r.
3. Umorzenie postępowania w oparciu o argument nieobowiązywania art. 2 ust. 1 lit e) dekretu z 1944 r. uważam za pozbawione
oparcia prawnego i logicznego. Trybunał zastosował tu swego rodzaju unik, bo – rozumiejąc, że nie jest możliwe orzeczenie
niekonstytucyjności dekretu – nie potrafił się zmusić do stwierdzenia, że – w dzisiejszej perspektywie – stosowanie przepisów
dekretu nie narusza Konstytucji z 1997 r. Wpisuje się to w tendencję – niestety coraz częściej widoczną w orzeczeniach TK,
aby w sprawach kontrowersyjnych powstrzymać się od orzekania merytorycznego (zob. np. wyrok z 14 czerwca 2000 r., P. 3/00, OTK ZU Nr 5/2000, s. 683 i n. – z 4 zdaniami odrębnymi; postanowienia z: 4 grudnia 2000 r., SK 10/99, OTK ZU Nr 8/2000, s. 1459 i n. – z 5 zdaniami odrębnymi; 24 października 2001 r., SK 10/01, OTK ZU Nr 7/2001, poz. 225 – z 5 zdaniami odrębnymi).
Zwykle jednak taka powściągliwość ma swoją cenę, bo aby uniknąć rozstrzygnięcia sprawy odstępuje się od – wydawałoby się jasnych
– zasad i unormowań. Tak stało się też w niniejszym rozstrzygnięciu.
Po pierwsze, odstąpiono w nim od konstytucyjnej konstrukcji skargi konstytucyjnej, bo uznano, że mogą być takie orzeczenie
sądowe, na tle których skargi tej wnieść nie można, bo orzeczenia te opierają się na przepisach już nieobowiązujących. Tworzy
to niepotrzebny i nieuzasadniony wyłom w zasadzie uniwersalności skargi konstytucyjnej (art. 79 Konstytucji).
Po drugie, stworzono w nim niebezpieczną furtkę dla ograniczania kognicji TK, bo skoro raz uznano, że “skonsumowanie się”
jednorazowego przepisu jest równoznaczne z utrata przezeń mocy obowiązującej, to takie same rozumowanie można by odnieść do
wszelkich innych przypadków stanowienia takich jednorazowo działających przepisów. Pozwalałoby to ustawodawcy wymykać się
spod kontroli TK, o ile tylko udałoby się skonstruować przepis, który realizowałby się jednorazowo, więc – w tym rozumowaniu
– tracił potem moc obowiązującą. Stworzyłoby to niepotrzebny i nieuzasadniony wyłom w zasadzie przedmiotowej uniwersalności
kontroli TK (art. 188 pkt 1 Konstytucji).
Po trzecie, uchylając się od zajęcia stanowiska merytorycznego, nie udzielono sądom odpowiedzi co do konstytucyjności przepisów
dekretu, z którym przecież sądy nadal się stykają. Trudno traktować to jako zachętę do przedstawiania przez sądy trudnych
problemów konstytucyjnych Trybunałowi Konstytucyjnemu. Trybunał wielokrotnie – i słusznie – krytykował zjawisko samodzielnego
orzekania przez sądy o niekonstytucyjności ustaw. Jeżeli jednak Trybunał chce, by sądy szanowały jego orzecznictwo i uznawały
jego monopol w rozstrzyganiu spraw konstytucyjnych, to nie osiągnie tego demonstrując kunszt formalnych uników służących umarzaniu
postępowania. Im częściej Trybunał będzie pokazywał sądom, iż nie otrzymają od niego odpowiedzi, tym bardziej będzie się w
tych sądach utwierdzała tendencja do zastępowania Trybunału w rozstrzyganiu kwestii konstytucyjnych. Może to przyczynić się
do stworzenia niepotrzebnego i nieuzasadnionego wyłomu w zasadzie monopolu TK dla rozstrzygania o niekonstytucyjności ustaw
(art. 188 pkt 1 i 2 Konstytucji).
4. Uważam, że skargę konstytucyjną należało przyjąć do merytorycznego rozpatrzenia. Uważam, że przedmiotem rozpatrzenia należało
uczynić pytanie, czy – na gruncie Konstytucji z 1997 r. – możliwe jest przyjmowanie przepisów dekretu z 1944 r. za materialną
podstawą wydawanych dzisiaj decyzji administracyjnych i orzeczeń sądowych. Uważam, że należało zastosować schemat rozumowania,
przyjęty w wyroku z 31 stycznia 2001 r., P. 4/99 (OTK ZU Nr 1/2001, s. 42 i n.) i uznać, iż upływ czasu, konieczność poszanowania
praw nabytych i nieodwracalność zmian, jakie dokonały się w strukturze polskiej wsi, nakazują orzec, że dzisiejsze stosowanie
przepisów dekretu z 1944 r. nie narusza Konstytucji RP.
Paradoksalnie, te same kwestie musiał jednak rozważyć Trybunał Konstytucyjny, bo – nawet uznając nieobowiązywanie przepisów
dekretu z 1944 r. – musiał odpowiedzieć na pytanie, czy orzekanie o konstytucyjności przepisów dekretu “jest konieczne dla
ochrony konstytucyjnych wolności i praw” (art. 39 ust. 3 ustawy o TK). Uznano, że konieczności takiej nie ma, co wydaje się
sądem ogólniejszym i dalej idącym, od – proponowanego przeze mnie – stwierdzenia, że stosowanie przepisów dekretu jest dzisiaj
konstytucyjnie dopuszczalne. I tak więc Trybunałowi nie udało się uniknąć zajęcia stanowiska merytorycznego w sprawie, tyle
że uznanie nieobowiązywania dekretu, zmusiło Trybunał do przejścia na wyższy stopień abstrakcji i dowodzenia – wątpliwej moim
zdaniem – tezy, iż nie ma koniecznego związku pomiędzy przeprowadzeniem reformy rolnej a ochroną konstytucyjnych wolności
i praw.
Z tych względów uznałem złożenie zdania odrębnego za konieczne.
sędziego Mariana Zdyba od postanowienia Trybunału Konstytucyjnego
z dnia 28 października 2001 r. w sprawie SK 5/01
I. Na podstawie art. 68 ust. 3 ustawy z 1 sierpnia 1997 r. o Trybunale Konstytucyjnym zgłaszam zdanie odrębne do ww. postanowienia
a także do odnoszącego się do niego uzasadnienia. Nie ulega wątpliwości, że ocena dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu
reformy rolnej z punktu widzenia obowiązującej Konstytucji jest trudna, ponieważ nie może ona abstrahować od późniejszego
ustawodawstwa oraz skutków które dekret ten wywołał. Nie bez znaczenia jest tu także czynnik upływu czasu, który przy negatywnej
konstytucyjnej ocenie następstw dekretu, bez stosownych rozwiązań ustawodawczych, czyni konsekwencje takiego rozwiązania nieprzewidywalnymi.
To niewątpliwie miał na uwadze Trybunał wydając kwestionowane przeze mnie postanowienie. Podzielając w dużej części motywy,
które mogły lec u podstaw tegoż postanowienia, absolutnie nie podzielam przyjętego w ich następstwie rozwiązania.
Przyjęte w postanowieniu rozstrzygnięcie budzi moje zastrzeżenia, które należałoby ująć w dwu płaszczyznach: Po pierwsze –
formalnoprawnej; po drugie – aksjologicznej. Ta pierwsza, choć dotyczy przeszłości, może rodzić poważne problemy prawne na przyszłość. Druga zaś ma kluczowe znaczenie
dla ocen przede wszystkim historycznych (chociaż nie tylko).
II. Kluczowe znaczenie w niniejszej sprawie ma podstawa prawna umorzenia postępowania. Należałoby ją rozważyć niezależnie od
innych problemów prawnych związanych z niniejszą sprawą. Nie podzielam stanowiska Trybunału co do możliwości orzeczenia o
utracie mocy obowiązującej aktu normatywnego rodzącego skutki prawne z mocy samego prawa z dniem jego jednostronnej konsumpcji,
które Trybunał odniósł do kwestionowanego przepisu dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej. Nie ma w tym względzie znaczenia
to czy owa konsumpcja następuje z dniem ogłoszenia aktu normatywnego w Dzienniku Ustaw, czy jest to jakaś inna data określona
w ustawie.
Problem utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego wydaje się bardziej złożony niż ujął to Trybunał Konstytucyjny w kwestionowanym
postanowieniu, zwłaszcza w przypadku aktów normatywnych, które przewidują jednorazowo powstanie z mocy prawa praw i obowiązków.
Powstają one w momencie jego wejścia w życie. Uznanie, że dzień wejścia w życie aktu normatywnego jest jednocześnie dniem
utraty jego mocy obowiązującej wydaje się nieuprawnione i to zarówno z perspektywy dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej
jak i (a może przede wszystkim) innych – aktualnie stanowionych aktów normatywnych. Należy wyrazić nadzieję, że postanowienie
w sprawie SK 5/01 nie oznacza początku takiej linii orzeczniczej, która wykluczałaby możliwość kontroli tego typu aktów przez
Trybunał Konstytucyjny, a jest jedynie konsekwencją niedopuszczalności orzekania spowodowanej wieloma złożonymi czynnikami
wewnętrznymi i zewnętrznymi, zmuszającymi Trybunał do sięgania po rozwiązania niekonwencjonalne. Jednakże w takim stanie rzeczy
bardziej uprawnione byłoby powołanie jako podstawy prawnej do umorzenia postępowania art. 39 ust. 1 pkt 1.
Biorąc jednak pod uwagę niebezpieczeństwa związane nie tyle z niniejszym postanowieniem, co z ewentualnym przyjmowaniem podobnej
filozofii w odniesieniu do przyszłych rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego, wyrażam sprzeciw wobec takiej formuły pojmowania
mocy obowiązującej aktu normatywnego. I to z kilku względów:
– po pierwsze – w dotychczasowym orzecznictwie utrwaliła się praktyka, której kwintesencją jest, wyraźnie zarysowana teza (której Trybunał
nie zaprzecza w kwestionowanym postanowieniu), iż “wykładnia zwrotu akt normatywny utracił moc obowiązującą powinna zmierzać
do oceny, czy zaskarżona norma prawa została usunięta z porządku prawnego nie tylko w sensie formalnym, lecz także w tym zakresie,
czy uchylony przepis nadal wywiera określone skutki dla obywateli i czy może być nadal zastosowany w praktyce” (postanowienie z 13 października 1998 r., sygn. SK 3/98, OTK ZU Nr 5/1998, s. 434). Nie ulega wątpliwości, że skutki prawne i faktyczne dekret ten wywołuje nadal, już przez sam
fakt, że nie zostały zniesione konsekwencje jego uchwalenia. One nie wygasają nawet z dniem formalnego uchylenia aktu.
– po drugie – dotychczasowe orzecznictwo Sądu Najwyższego oraz Naczelnego Sądu Administracyjnego wyraźnie nie podzielało tezy o utracie
mocy obowiązującej kwestionowanego aktu i jego przepisów. Na co wskazuje szereg ich rozstrzygnięć, jak chociażby: uchwała
Sądu Najwyższego z 27 września 1991 r. (III CZP 90/91, OSNC 1992, nr 5, poz. 72); wyrok Sądu Najwyższego z 6 marca 1998 r. (III CKN 393/97, OSP 1998, Nr 10, poz. 171); wyroki NSA z: 2 września 1994 r. (II SA 2486/92, OSP 1995, Nr 10, poz. 219); wyrok NSA z 2 września 1994 r. (II SA 500/94, OSP 1995, Nr 6, poz. 126). Także Trybunał Konstytucyjny podejmując dwie uchwały dotyczące wykładni art. 2 ust. 1 lit. “e”
dekretu (uchwały z: 19 września 1990 r., sygn. W. 3/89, OTK w 1990 r., poz. 26 oraz 16 kwietnia 1996 r., sygn. W. 15/95, OTK ZU Nr 3/1996, poz. 13) uznał, dokonując jego wykładni, że przepis ten nadal obowiązuje, “tylko bowiem przepis wyrażający
normę obowiązującą w dniu podjęcia uchwały przez Trybunał może być przedmiotem powszechnie obowiązującej wykładni”. Jednocześnie
w uchwale w sprawie W. 15/95 wyraźnie stwierdził, iż: “W dotychczasowym orzecznictwie TK wielokrotnie wypowiadał pogląd, iż
formalne uchylenie lub zmiana przepisu nie zawsze oznacza zupełną utratę mocy obowiązującej wyrażonych w nim norm prawnych
– w szczególności w tym sensie, że za przepis zachowujący moc obowiązującą należy uznawać taki przepis, który wprawdzie został
formalnie derogowany, ale nadal ma zastosowanie do ustalania skutków zdarzeń zaistniałych w czasie, w którym ten przepis obowiązywał.
Nie powinno być tym bardziej wątpliwości dotyczących dopuszczalności dokonania przez Trybunał powszechnie obowiązującej wykładni
przepisu, który jeszcze obecnie może mieć zastosowanie do ustalania skutków zdarzeń zaistniałych w przeszłości, a przy tym
nie został w sposób wyraźny derogowany przez ustawodawcę. Takim przepisem jest właśnie art. 2 ust. 1 dekretu o reformie rolnej,
który wywarł trwające nadal skutki w zakresie prawa własności gruntowej”.
– po trzecie – byłoby dużym uproszczeniem przyjęcie założenia, że moc obowiązująca aktu normatywnego uzależniona jest li tylko od możliwości
podejmowania na jego podstawie jednostronnych indywidualnych aktów stosowania prawa albo skonsumowania się aktu generalnego
poprzez przewidziane w nim jednorazowe działanie. W takim stanie rzeczy nie do przyjęcia wydaje się założenie (przy przyjęciu
legalności aktu), że dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej utracił moc obowiązującą, ponieważ na jego podstawie po dniu
jego ogłoszenia w Dzienniku Ustaw nie mogło i nie może także dziś nastąpić przejęcie gruntów na cele reformy rolnej. Zawsze
bowiem istotne jest lub może być – pomijając względy legitymizacji samego aktu – pytanie czy akt taki zastosowany został do
odpowiednich adresatów, czy rodził, lub może rodzić konsekwencje prawne itd. Dlatego też współczesny ustawodawca w art. 16
ust. 1 pkt. ustawy z dnia 11 maja 1995 r. o Naczelnym Sądzie Administracyjnym (Dz.U. Nr 74, poz. 386 ze zm.) w art. 16 ust.
1 pkt 4 dopuścił możliwość zaskarżenia do NSA czynności z zakresu administracji publicznej dotyczące przyznania, stwierdzenia
albo uznania uprawnienia lub obowiązku wynikającego z przepisów prawa.
Związany z mocą obowiązującą aktu normatywnego problem stosowania prawa nie wyczerpuje się na generalnym lub indywidualnym
władczym działaniu organu państwa. Pozostaje bowiem problem ochrony praw podmiotów będących adresatami tego rodzaju aktów.
Reasumując, stwierdzić należy, że problem stosowania prawa nie zawsze da się rozdzielić od skutków działania aktu normatywnego.
– po czwarte – akty normatywne rodzące uprawnienia czy obowiązki z mocy samego prawa i jednorazowo, z chwilą ich opublikowania, powodować
mogą co najwyżej jednostronną konsumpcję aktu normatywnego. Oznacza to jedynie tyle, że wolą prawodawcy było ukształtowanie
np. obowiązków o takiej a nie innej treści, oraz że powstają one z momentem ogłoszenia aktu normatywnego. W takim stanie rzeczy
stawianie znaku równości pomiędzy jednostronną konsumpcją aktu normatywnego a utratą jego mocy obowiązującej, wydaje się niedopuszczalne.
Stosunki prawne bez względu na to czy powstają z mocy prawa czy też w następstwie indywidualnego aktu stosowania prawa (orzeczenia
sądowego, decyzji administracyjnej itd.) nie tracą swojego dwustronnego charakteru. Istotnym ich elementem jest także druga
strona stosunku prawnego – tj. adresat generalnego aktu normatywnego do którego jest on kierowany bądź adresat aktu indywidualnego.
Nie można bowiem przyjąć, że jakakolwiek normatywna bądź faktyczna wypowiedź czy działanie organów państwa rodzi wyłącznie
jednostronne konsekwencje. Dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej (jeżeli pominąć ocenę jego legitymacji oraz legitymacji
organu, który go wydał), nie może być traktowany inaczej. A wiec także w przypadku tegoż dekretu przepis prawny przewidujący
powstanie określonych skutków prawnych w momencie jego wydania (art. 2 ust. 1 pkt “e”) nie mógł utracić mocy obowiązującej
z chwilą ogłoszenia dekretu. Inna filozofia myślenia oznaczałaby bezkrytyczną akceptację ówczesnych metod działania organów
publicznych, których konsekwencją była niejednokrotnie jednostronna tyrada władzy publicznej w stosunku do obywatela. O ile
ze względu na szereg okoliczności prawnych i faktycznych uznać można za niemożliwe wzruszanie wszystkich czy większości skutków
prawnych kwestionowanego przepisu dekretu – przy pełnej świadomości problemów dotyczących jego legitymizacji – to niedopuszczalne
wydaje się formułowanie tez, które dziś stwarzałyby możliwość stosowania ówczesnych wzorców działania.
– po piąte – złożoność problemów prawnych związanych z utratą mocy obowiązującej powoduje, że bardzo trudno jest wskazać moment utraty
mocy obowiązującej przez akt normatywny, który nie został derogowany. Teoretycznie sytuacje takie są możliwe. Także w praktyce
stosowania prawa można byłoby wskazać przykłady zaistnienia takich stanów prawnych. Niewątpliwie w tej perspektywie można
byłoby też mówić o instytucji desuetudo. Jednakże dopiero derogacja tworzy w tym zakresie w miarę czytelny układ odniesienia. Nowy akt normatywny, uchylający poprzedni
akt, tworzy bowiem nową jakość w stosunku do aktu derogowanego. Można mówić, że akt derogujący w jakimś stopniu pochłania
a czasem przejmuje lub eliminuje konsekwencje prawne aktu derogowanego. W każdym bądź razie określa losy prawne stosunków
prawnych kształtowanych na bazie aktu normatywnego derogowanego. Ale i wtedy nie musi to oznaczać pełnej utraty jego mocy
obowiązującej. Niewątpliwie w odniesieniu do kwestionowanego przepisu można byłoby wskazać na przynajmniej częściowe przejawy
derogacji, będące konsekwencją późniejszych ustaw. Dla stwierdzenia takiego faktu konieczne byłaby wyraźna i pełna identyfikacja
tychże aktów. Nie można jednak przyjąć, że kwestionowany przepis czy też dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej jako taki,
został derogowany w całości. Ustawa z 12 marca 1958 r. o sprzedaży nieruchomości Państwowego Funduszu Ziemi oraz uporządkowaniu
niektórych spraw związanych z przeprowadzeniem reformy rolnej i osadnictwa rolnego, a także ustawa z 26 października 1971
r. o uregulowaniu własności gospodarstw rolnych, rozwiązały jedynie część problemów – i to związanych z tytułami własności
wskazanych tam podmiotów, nie przesądziły natomiast – ze względu na wątpliwości co do formy przejęcia nieruchomości na podstawie
dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej – pozostałych kwestii w tym zakresie. Dotyczy to także szeregu innych ustaw. Oznacza
to, że w żadnym razie nie mogą być podważane tytuły własności, np. rolników, czy właścicieli nieruchomości przejętych na Ziemiach
Zachodnich. Jednakże, konieczne jest rozstrzygnięcie podstawy pierwotnego przejęcia gruntów, i w tym zakresie być może należałoby
umorzyć postępowanie na podstawie art. 39 ust. 1 pkt 1, w żadnym zaś wypadku ze względu na wygaśnięcie dekretu z dniem jego
ogłoszenia.
– po szóste – odrębnego potraktowania wymaga problem tzw. wyczerpywania się mocy obowiązującej art. 2 ust. 1 pkt “e” dekretu, także ze względu
ważne wartości konstytucyjne, którego nie należałoby utożsamiać z samym faktem utraty mocy obowiązującej, a raczej – z niedopuszczalnością
czy niemożliwością ożywiania stanu prawnego sprzed uchwalenia dekretu. Takie postawienie sprawy prowadzić musiałoby nie tyle
do stwierdzenia utraty mocy obowiązującej co uznania istnienia przyczyn usprawiedliwiających niedopuszczalność orzekania,
zwłaszcza w sytuacji biernego zachowania ustawodawcy.
Pamiętać należy jednak i o tym, że nawet derogacja aktu normatywnego nie zawsze prowadzi do całkowitej utraty mocy obowiązującej
przez akt derogowany. W orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego utrwaliło się przekonanie, że nawet uchylenie aktu normatywnego
nie zawsze jest równoznaczne z utratą mocy obowiązującej tego aktu (zob. U. 13/97). Dla przyjęcia, że kwestionowany akt normatywny utracił moc obowiązującą, konieczne jest stwierdzenie, że nie może on już
oddziaływać na żadne stany faktyczne teraźniejsze i przyszłe, a więc nie rodzi już nowych skutków prawnych. Z reguły decydujące
znaczenie ma w tym względzie treść normy derogującej (por. postanowienie z 27 marca 1996 r., U. 7/95, OTK ZU Nr 2/1996, s. 116-117; orzeczenie z 24 września 1996 r., K. 13/95, OTK ZU Nr 4/1996, s. 290; postanowienia z: 19 lutego 1997 r., U. 7/96, OTK ZU Nr 1/1997, s. 81; 30 września 1997 r., U. 8/97, OTK ZU Nr 3-4/1997, s. 385 oraz uchwała z 14 września 1994 r., W. 5/94, OTK w 1994 r., cz. II). Stosunki prawne i skutki prawne ukształtowane na bazie konkretnego stanu prawnego, bez względu na
to czy stanowiący ich podstawę akt formalnie zachował moc obowiązującą czy też został derogoway, jeżeli prawo nie stanowi
inaczej, podlegają wtedy ocenie z punktu widzenia ich legalności czy konstytucyjności. Dokąd więc skutki aktu normatywnego
mogą podlegać ocenie, dotąd – i w takim zakresie – zachowuje on moc obowiązującą.
– po siódme – ważne znaczenie kontekście niniejszej sprawy ma treść art. 39 ust. 3 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, który dopuszcza możliwość
kontroli z punktu widzenia zgodności z Konstytucją także aktów normatywnych, które utraciły moc obowiązującą przed wydaniem
orzeczenia, jeżeli jest to konieczne dla ochrony konstytucyjnych praw i wolności. To w gruncie rzeczy w niniejszej sprawie
nie daje podstaw do umorzenia postępowania ze względu na utratę mocy obowiązującej przepisu, ponieważ nawet gdyby ona miała
miejsce to i tak przepis ten podlegałby kontroli, ponieważ dotyczy konstytucyjnych praw jednostki. Jeżeli więc postępowanie
w niniejszej sprawie miałoby być umorzone to niewątpliwie z innych przyczyn niż utrata mocy obowiązującej, ponieważ ta w niniejszej
sprawie – ze względu na treść art. 39 ust. 3 – nie eliminuje możliwości kontroli art. 2 ust. 1 pkt “e”. Argumenty podniesione
w uzasadnieniu postępowania przemawiają za niedopuszczalnością orzekania (jeżeli uwzględnić argumentację Trybunału odnoszoną
do niemożności zastosowania w niniejszej sprawie art. 39 ust. 3 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym) albo za merytorycznym rozpoznaniem
sprawy. Wydaje się, że gdyby doszło do merytorycznego zbadania zgodności z Konstytucją kwestionowanego przepisu i Trybunał
uznałby brak odpowiedniej legitymizacji dekretu i organu ustanawiającego go – to, biorąc pod uwagę całokształt sprawy, podstawowe
wartości obowiązującej Konstytucji a zwłaszcza wagę problemów, które rodziłoby zakwestionowanie konsekwencji dekretu, mógłby
przyjąć niewzruszalność jego skutków. Bezpieczeństwo obrotu prawnego wymaga takiego traktowania także aktów epizodycznych.
Niewątpliwie konieczność orzekania w odniesieniu do takich aktów jak dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej – skoro stosownej
w tym zakresie aktywności nie wykazał ani ustawodawca zwykły ani ustrojodawca – wymaga twórczego podejścia Trybunału. Jednakże
rodzi to konieczność posłużenia się takimi instrumentami prawnymi, które nie tworzyłyby precedensów mogących mieć negatywny
wpływ na przyszłość, zwłaszcza na ocenę innych aktów normatywnych epizodycznych.
– po ósme – przyjęcie zasady wyłączającej możliwość kontroli zgodności z Konstytucją aktów normatywnych epizodycznych, stanowiących
podstawę powstawania uprawnień i obowiązków z mocy prawa, rodziłoby szereg poważnych zagrożeń dla zasady demokratycznego państwa
prawnego. Stąd też podejście takie jest – w moim przekonaniu – nieuprawnione z punktu widzenia Konstytucji Rzeczypospolitej
Polskiej, m.in. dlatego, że:
1) Konstytucja RP w art. 188 ani w jakimkolwiek innym przepisie nie wyłącza spod kontroli Trybunału Konstytucyjnego jakiejkolwiek
kategorii ustaw (innych aktów normatywnych wymienionych w art. 188). Przyjęcie tezy sformułowanej w kwestionowanym postanowieniu
Trybunału rodzić może, przynajmniej potencjalnie, bardzo realne niebezpieczeństwo podziału ustaw na dwie kategorie: te które
są kontrolowane przez Trybunał i te, które takiej kontroli nie podlegają, bez wyraźnej w tym zakresie podstawy konstytucyjnej.
Pojawić mogłaby się kategoria aktów normatywnych (ustaw) o statusie, który prawodawcy polskiemu jest nieznany;
2) realna w tym kontekście może wydawać się pokusa sięgania przez prawodawcę do stanowienia aktów epizodycznych, konsumujących
się jednorazowo w określonej dacie. Takie niebezpieczeństwo wydaje się także możliwe w odniesieniu do aktów podustawowych
ustanawianych przez centralne organy państwa. Prawodawca mógłby z tak ukształtowanej zasady uczynić narzędzie unikania kontroli
konstytucyjności aktów prawnych przez niego stanowionych. Gdyby akty te nie dotyczyły konstytucyjnych praw i wolności, nie
można byłoby także skorzystać z możliwości, które przewiduje art. 39 ust. 3 ustawy (możliwość orzekania o akcie normatywnym,
który utracił moc obowiązującą, a dotyczy ww. praw i wolności). Ale i w przypadku praw i wolności, przy przyjęciu argumentacji
Trybunału odnoszonej do art. 39 ust. 3 w kwestionowanym przeze mnie postanowieniu, ochrona taka mogłaby być osłabiona a nawet
wyłączona;
3) powstawałyby niewątpliwie wątpliwości co do tego kiedy oraz czy jakiś akt faktycznie skonsumował się z momentem jego uchwalenia
(tak było z dekretem z 1944 r., który odnosił się także do ziem polskich znajdujących się pod okupacją niemiecką, w stosunku
do których ich status mógł się ukształtować inaczej niż to przewidywał PKWN, ponieważ faktycznie nie znajdowały się w granicach
jego władztwa);
4) zbyt częste korzystanie z możliwości stanowienia epizodycznych aktów normatywnych stanowiłoby zagrożenie dla ładu prawnego
i podstawowych zasad państwa prawnego. Ustawodawca chcąc uniknąć oceny konstytucyjności ustawy sięgałby nadmiernie do uchwalania
ustaw konsumujących się z dniem ich uchwalenia, albo w jakiejś innej ściśle określonej dacie, zwłaszcza wtedy gdy istniałoby
podstawy do kwestionowania ich niekonstytucyjności. Przy zawężającej interpretacji art. 39 ust. 3 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym
prowadzić to mogłoby nawet do podważenia fundamentalnych zasad konstytucyjnych i “ustawowego bezprawia”. Zresztą art. 39 ust.
3, jeżeli weźmie się pod uwagę okoliczność, że jest to tylko przepis ustawowy i zawsze przez ustawodawcę może być uchylony
lub zmieniony, nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przed wskazanymi potencjalnymi zagrożeniami;
5) uznanie, że istnieje możliwość pełnej konsumpcji aktów normatywnych i utrata ich mocy obowiązującej z chwilą ich ogłoszenia
prowadziłoby do osłabienia a być może i pozbawienia ochrony interesów prawnych adresatów tego rodzaju aktów. Niezrozumiała
w tym kontekście byłaby np. treść art. 16 ust. 1 pkt 4 ustawy o Naczelnym Sądzie Administracyjnym. W tym kontekście konieczne
wydaje się zwrócenie uwagi na jeszcze jedną ważną okoliczność, która wiąże się z zawężającym – w moim przekonaniu nieuprawnionym
– pojmowaniu mocy obowiązującej aktu normatywnego. Chodzi tu o możliwość uchylenia wadliwego konstytucyjnie aktu normatywnego
zaskarżonego do Trybunału Konstytucyjnego, przed wydaniem wyroku o jego niekonstytucyjności, po to aby uniknąć ujemnych konsekwencji
wyroku Trybunału. W przeszłości sytuacje takie miały miejsce, zwłaszcza w odniesieniu do aktów normatywnych podustawowych.
Stwarzało to możliwość pozostawienia w mocy skutków działania wadliwego aktu normatywnego. Praktyce tego rodzaju zapobiegło
jednak orzecznictwo Trybunału, które moc obowiązującą aktu normatywnego ujmowało szeroko.
Z powyższych względów nie podzielam stanowiska Trybunału, co do podstawy umorzenia postępowania w niniejszej sprawie.
II. Jeżeli chodzi o drugą płaszczyznę – stwierdzić należałoby, że przyjęte w postanowieniu rozwiązanie prowadzi faktycznie
do pośredniej legitymizacji zarówno PKWN jak i kwestionowanego przepisu dekretu a w dalszej konsekwencji całego dekretu o
przeprowadzeniu reformy rolnej. W moim przekonaniu – a wskazują na to źródła dotyczące powołania PKWN i upoważnienia go do
wydawania dekretów z mocą ustawy – zarówno PKWN jak i uchwalony przez niego dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej nie posiadały
stosownej konstytucyjnej legitymacji. Taki wniosek nasuwa się zarówno, gdy problem ten analizuje się z perspektywy aktualnie
obowiązującej Konstytucji RP, Konstytucji z 17 marca 1921 r., która w świetle Manifestu PKWN z lipca 1944 r. miała być podstawą
działania KRN i PKWN, jak i formalnie obowiązującej w momencie uchwalenia dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej Konstytucji
kwietniowej. Żaden bowiem uprawniony i suwerenny podmiot wyrażający wolę narodu polskiego obowiązywania Konstytucji kwietniowej
nie uchylił. Paradoks ówczesnej sytuacji polegał na tym, że pierwszym w momencie znoszenia okupacji niemieckiej na terenie
Rzeczypospolitej Polskiej, aktem określającym status tej tzw. władzy prawodawczej (KRN) i podstawy jej działania (miało tu
miejsce wskazanie Konstytucji marcowej) był Manifest PKWN, a więc akt organu, który miał być “organem władzy wykonawczej”.
W kilkanaście dni później KRN odwołując się do Konstytucji marcowej ale bez wskazania konkretnej podstawy uchwalił ustawę
z 15 sierpnia 1944 r. o tymczasowym trybie wydawania dekretów z mocą ustawy (Dz.U.RP Nr 1, poz. 3), w którym upoważnił PKWN
do wydawania dekretów z mocą ustawy. Nie budzi więc wątpliwości okoliczność, że w przypadku tym miały miejsce fakty “legitymizowania”
jednych organów przez inne organy, które także nie były odpowiednio legitymizowane i do tego przy odwołaniu się do konstytucji,
która nie obowiązywała (zresztą bez należytego respektowania jej treści). Zupełnie inny problem stanowi sposób powoływania
PKWN, zarówno od strony formalnej jak i z punktu widzenie suwerenności woli podmiotu powołującego go.
Także przyjęty przez PKWN dekret o reformie rolnej przewidujący taką a nie inną formę wywłaszczenia nie miał umocowania zarówno
w Konstytucji marcowej jak i Konstytucji kwietniowej. Wydaje się, że faktu tego nie można pominąć i przemilczeć, nawet jeżeli
miałby on oznaczać jedynie historyczno – prawną ocenę. Bez tego rodzaju konstatacji i ocen mgliste stają się fundamenty budowanego
od 1989 r. państwa prawnego. Stosunek do dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej ma wymowę szerszą, zawsze bowiem ma jakieś
przełożenie na aksjologiczną ocenę innych ówczesnych aktów, których legitymizacja budziłaby wątpliwości. Ma to istotne znaczenie
zwłaszcza w odniesieniu do tych aktów, których stosowanie łączyło się z nieuprawnionym pozbawieniem lub ograniczeniem praw
fundamentalnych. Obywatelom polskim, których te akty dotyczyły należy się – skoro nie jest możliwe materialne zadośćuczynienie
– przynajmniej moralna satysfakcja za doznane krzywdy.
Nie ulega wątpliwości, że poprzez taką ocenę dokonuje się także swoiste katharsis ukształtowanego w ten sposób prawa, konieczne
dla autorytetu prawa aktualnie stanowionego. Proste stwierdzenie utraty mocy obowiązującej dekretu, pomijające niżej sformułowane
względy, rodzić może przekonanie, że każde prawo, które pochodzi od tego, kto sprawuje choćby faktyczną władzę jest prawidłowo
legitymizowane. W ten sposób można byłoby uznać, że nie mogą podlegać ocenie prawnej, o ile z jakąś datą miała miejsce ich
konsumpcja, także “akty normatywne” dopuszczające ludobójstwo, przewidujące eksterminację i wyniszczenie ludności czy inne
“nieludzkie” niby akty stanowione w systemach totalitarnych. Prowadzić to mogłoby w efekcie do usprawiedliwiania i tolerowania
różnych przejawów “ustawowego bezprawia”, nie tylko w przeszłości, ale być może i w przyszłości.
Fakty historyczno-prawne dowodzą, że dekret o reformie rolnej nie był aktem normatywnym suwerennej władzy ustawodawczej, a
KRN i PKWN nie powstały w następstwie woli suwerena tj. narodu polskiego, odpowiednio legitymizowanej i wyrażonej w odpowiedniej
formie prawnej. Nie były więc instytucjami konstytucyjnymi. Pełna ocena problemu braku suwerenności i legalności PKWN, a także
skutków uchwalonych przez niego aktów – ze względu na ich konsekwencje i zakres – powinna dokonać się przy stosownej aktywności
współczesnego, demokratycznego ustrojodawcy.
W kontekście rozwiązywanego problemu prawnego, związanego z dekretem o przeprowadzeniu reformy rolnej nie można nie zauważyć,
że niezależnie od negatywnej oceny samej legitymizacji organu i prawa przez niego stanowionego, ważne znaczenie ma także ocena
skutków tychże aktów. Negatywna aksjologiczna ocena ówczesnego prawa czy też formalnej jego legitymizacji dziś najczęściej
nie może już prowadzić do kwestionowania samych jego skutków. U podstaw takiej konstatacji leżeć mogą różne okoliczności.
Do nich można byłoby zaliczyć:
– po pierwsze – okoliczność, iż mimo pozakonstytucyjnego charakteru PKWN – wydawane przezeń dekrety funkcjonowały w polskim
systemie prawnym ze skutkami takimi jak ustawy i z tego względu podlegały chociażby powszechnie obowiązującej wykładni ustalanej
przez Trybunał Konstytucyjny. “W niniejszej sprawie istotne jest to – stwierdził Trybunał w uchwale w sprawie W. 15/95 – że
autorzy dekretu zmierzali do wywołania określonych w nim skutków prawnych, które to skutki były następnie respektowane – wyraźnie
bądź implicite – przez późniejszego ustawodawcę, co przejawiało się w nowelizacjach dekretu (tym samym traktowanego jako źródło prawa), bądź
w ustawowych odesłaniach do jego unormowań (m.in. w ustawie z 13 lipca 1957 r. oraz w ustawach późniejszych)”;
– po drugie – okoliczność, że w odniesieniu do wielu (jednakże nie do wszystkich) sytuacji i skutków związanych z zastosowaniem
dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej nastąpiła bezpośrednia 1ub pośrednia ich legitymizacja poprzez późniejsze ustawodawstwo,
którego zgodność z Konstytucją nie została zakwestionowana. Powstały przez to nowe normatywne układy odniesienia i zupełnie
nowe konfiguracje stosunków prawnych;
– po trzecie – respektowanie skutków dekretu przez ustawodawcę w późniejszym okresie przez ustawodawstwo polskie zarówno przed
1989 r. (data rozpoczęcia przemian ustrojowych i zmiana Konstytucji wprowadzającej zasadę państwa prawnego) jak i po tej dacie.
Milczenie ustawodawcy i ustrojodawcy przez 12 lat III Rzeczypospolitej w tej kwestii nie oznaczało – co należy wyraźnie podkreślić
– legitymizacji tegoż prawa ale i też negacji skutków w ten sposób stworzonych. Można jedynie przypuszczać, że to właśnie
niemożność uporania się ze skutkami tego rodzaju aktów determinowała bierność ustawodawcy;
– po czwarte – złożoność problemów prawnych związanych ze stanem faktycznym ukształtowanym przez dekret, która dziś uniemożliwia
– bez systemowej ingerencji ustawodawcy – ich weryfikację. Z tej też racji ograniczone wydają się także możliwości ustawodawcy
pozytywnego. Okoliczność, że skutki dekretu sięgają bardzo głęboko w sferę dzisiejszych stosunków własnościowych i w sferę
ochrony praw dobrze nabytych, może uniemożliwiać ich wzruszenie. Wypłata zaś odszkodowań na tak dużą skalę przekracza możliwości
państwa jeżeli uwzględni się całokształt jego obowiązków, a zwłaszcza obowiązek zachowania równowagi budżetowej;
– po piąte – zakwestionowanie skutków dekretu czy innych aktów z tego okresu prowadzić mogłoby do trudnego do ogarnięcia chaosu.
Mogłoby nawet rodzić niebezpieczeństwo rozregulowania systemu prawnego. Przede wszystkim stwarzałoby problem niekończących
się procesów. Niemożność zaspokojenia roszczeń z tym związanych i niemożność wypłaty ewentualnych odszkodowań rodziłoby poczucie
bezsilności zarówno po stronie państwa jak i byłych właścicieli. Osłabiać to mogłoby realizowanie bieżących zadań Państwa.
Niewykonalność rozstrzygnięć organów państwa prowadziłaby też do osłabiania jego autorytetu;
– po szóste – nie bez znaczenia wydaje się problem odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez nieodpowiednio legitymizowaną
władzę. Zagadnienie to wydaje się bardzo trudne i złożone, ponieważ odpowiedzialność w jakimś stopniu, niezależnie od odpowiedzialności
sił politycznych symbolizujących władzę komunistyczną, rozciąga się także na ówczesny ZSRR, który siły te starał się umocować
oraz państwa zachodnie, które mając wpływ na kształtowanie się rzeczywistości powojennej, układ taki zaakceptowały. W tym
kontekście mogłoby rodzić się pytanie, dlaczego konsekwencje takiego stanu rzeczy miałaby ponosić wyłącznie III Rzeczypospolita,
której obywatele dekretu o reformie rolnej jak i innych tzw. rewolucyjnych aktów bezpośrednio nie legitymizowali. Domniemanie
zgody narodu (suwerena) na uchwalenie tego rodzaju aktów byłoby zarówno formalnym i jak i materialnym uproszczeniem;
– po siódme – zakwestionowanie skutków dekretu, rodziłoby konieczność rozwiązania problemu materialnego zadośćuczynienia dla
innych grup społecznych, zawodowych itd., które przez system komunistyczny zostały skrzywdzone. Niewątpliwie i to w pierwszej
kolejności problem ten dotyczyłby rodzin osób pomordowanych, bezprawnie więzionych, osób które w następstwie prześladowań
utraciły zdrowie i bliskich, narażone zostały na sponiewieranie ich godności, pozbawione zostały możliwości zarobkowania czy
wykonywania niektórych zawodów itd. W kontekście utraty majątku problem utraty życia czy zdrowia, możliwości zarobkowania
itd. staje się bardzo wymowny. Trzeba pamiętać, że konsekwencje wypłaty odszkodowań ponosiłyby także te osoby. Oznaczałoby
to, że po raz kolejny osoby takie ponosiłyby skutki bezprawnych czy nieodpowiednio legitymizowanych działań organów władzy
komunistycznej. Nie bez znaczenia w takim kontekście byłoby pytanie, komu w pierwszej kolejności należałoby się zadośćuczynienie;
– po ósme – bez ingerencji prawodawcy pozytywnego rozwiązanie tylko jednego problemu związanego z naprawianiem krzywd uruchomiłoby
spiralę roszczeń dotyczących bezprawnych działań, które wywołane zostały przez totalitarny system komunistyczny, roszczeń,
które ze względu na ich skalę, czas trwania, udział czynnika zewnętrznego – być może nie byłyby możliwe do zrealizowania.
Nie ulega wątpliwości, że systemowe rozwiązanie tego problemu wymaga także pełnej oceny odpowiedzialności osób, organizacji,
instytucji i państw, które przyczyniały się do powstania lub kształtowały taki system. Nie ulega wątpliwości, że wymagałoby
to także oceny tych, którzy system taki wspomagali czy wręcz go kształtowali. Dotyczy to np. b. ZSRR. Nie zawsze dałyby się
usprawiedliwić także działania państw zachodnich, które niejednokrotnie – pośrednio lub bezpośrednio – przyczyniały się do
wytworzenia takiego układu odniesienia, który mógł sprzyjać realizacji działań przyczyniających się do naruszania podstawowych
praw obywateli polskich.
Biorąc pod uwagę powyższy stan rzeczy, a więc pozakonstytucyjny czy też niekonstytucyjny charakter dekretu o przeprowadzeniu
reformy rolnej, a jednocześnie także konsekwencje, których odwrócenie lub naprawienie np. przez odpowiednie zadośćuczynienie
materialne – ze wskazanych powyżej względów – jest niemożliwe, jako zasadne przyjąć należy takie rozwiązanie, które nie niosłoby
ze sobą zagrożeń dla ładu prawnego na przyszłość. Przy negatywnej ocenie konstytucyjności PKWN i wydanego przez niego dekretu,
uprawnione byłyby dwa rozwiązania. Po pierwsze – uznanie braku odpowiedniej legitymacji PKWN i wydanego przezeń dekretu i
jednoczesne uznanie, że ze względu na ważne wartości konstytucyjne, nie jest możliwe wzruszenie skutków tegoż aktu, o ile
demokratyczny prawodawca sam nie postanowił inaczej. Problem ten nie dotyczyłby tych sytuacji, których dekret swoim zakresem
nie obejmował. Po drugie – dopuszczalne, ze względu na konsekwencje wskazane w niniejszym zdaniu odrębnym, byłoby także umorzenie
postępowania, jednakże w oparciu o art. 39 ust. 1 pkt 1. Oba rozstrzygnięcia prowadziłyby w gruncie rzeczy do takich samych
konsekwencji prawnych i co istotne nie unikałyby odpowiedzi na zasadnicze pytania, w tym też pytania co do legitymacji PKWN
i dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej.